Part
V; Kijów 11.09 ~13.09.2018
Koniec
szwędania, czas się zamusztrować w hostelu. Moje kimadło okazało
się być gdzieś pośrodku między uniwersytetem a Stadionem
Olimpijskim (Elements Hostels). Same formalności zajęły chwilę i
można było ruszyć, co by jakiś obiad upolować. Dobre wiatry
zaniosły mnie do restauracji Mama Manana (kuchnia gruzińska) z czym
nigdy nie miałem do czynienia. Jak się okazało było sympatycznie
a jedzonko i wino… no miód w gębie. Nie jest to najtańsza opcja
stołowania się w okolicy, ale jeśli chodzi o doznania
estetyczno-kulinarno-klimatyczne to daję cztery i pół gwiazdki na
pięć.
A tak to się miluśko zaczęło
Jak
już wytoczyłem się z knajpeczki, zapostanowiłem, że czas wejrzeć
w samo jądro Kijowa. Moje kroki skierowałem na Хрещатик
i Майдан Незалежності. Nie da się ukryć, że jest
tu po prostu ładnie i światowo i aż trudno sobie wyobrazić co się
działo w tych miejscach w czasie Rewolucji Godności (Євромайдан).
Jak to wtedy wyglądało polecam zobaczyć ten film:
Rynek
Besarabski
Golden Age
Монумент
Незалежності
Pomnik założycieli
Kijowa
Majdan
Niezależności
Mój pierwszy
dzień w Kijowie był zaiste intensywny i pełen wrażeń. W nogach
miałem przetuptanych ze dwadzieścia kilometrów. Sam siebie
przegoniłem jak na wycieczce z biura podróży. Zupełnie to nie w
moim stylu, ale czasami tak to bywa. Wieczorem zakotwiczyłem na
stołku przed barmanem w sympatycznej knajpeczce w okolicach hostelu.
Gostek okazał się na tyle ciekawy, że zasiedziałem się tam do
grubo po północy. Wierzcie, albo i nie – Kijów mocno przypadł
mi do gustu…