czwartek, 31 stycznia 2019

GORGANY; TATARIV, UKRAINA

TEN DRUGI RAZ
(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.III; 10.02-18.02.2017)




Wtorek, 14.02.; no to w góry! Po wywczasach we Lwowie formy nie było ni-hu, a tu Góry Pokuckie przed nami. Oj nie mało potu kosztowało wdrapanie się na te 1256 mnpm (Lisniv) i 1216 (Jagodna) [szlak zielony, potem żółty]. Zaje-miłą niespodzianką był wydeptany szlak pod górkie, a na połoninach ujeżdżony ratrakiem ! Po kilku godzinach schodzimy z połoninek w Mikuliczynie. O ile pomysł na bro i soljankę w knajpie się sprawdził, to wracanie na kwartirę z buta (koncept Plastka) było totalną porażką.
Środa, 15.02; dziś próbujemy wejść na Chomiaka (1541, wsch.Gorgany). Póki co naginamy ponad 7 km z buta do wodospadu Huk. Zakwasy mają się dobrze. Pomimo że już drugi dzionek mamy ideal pogodę (wyż, słońce i lekki mrozik), to w tej zacienionej dolince, którą drepczemy ziąb jak skurczybyk. Przy wodospadzie ludków nie mało, bo to popularna miejscówa do której samochodem można dojechać. Zrobiłem parę fotek i wracamy do miejsca, gdzie jest początek szlaku na Chomiaka. Włazimy kilkaset metrów do góry, pogoda idealna, szczyt przed nami i ... już wiem, że dzisiaj to On jest górą! Szlak zasypany i nie ma szans, by brodząc w głębokim śniegu wleść na szczyt. Ale k... zawód. No ale trza się było poddać wobec potęgi Natury. Jak niepyszni wracamy do Tatariva.


                                 No to ruszamy a aura sprzyja

                                         Potok Żeniec w okowach lodu

                                 Dochodzimy do wodospadu

                                         A tak to wygląda już na miejscu

                                  Zima robi robotę

                                 Lodowaty Huk

                                 Tak blisko a tak daleko

                 Przed nami Chomiak







 

wtorek, 29 stycznia 2019

LWÓW; DZIEŃ DRUGI I TRZECI

TEN DRUGI RAZ
(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.II; 10.02-18.02.2017)


Niedziela, 12.02.2017; bladym świtem, tak dzieś kolik dwunastej, Plastek prowadzi mnie na pyszne żarcie. Knajpecka nazywa się U Stefy a jedzonko jest naprawdę pyszne. Zamawiam soliankę i pieczeń, która okazuje się zupą i przepijam lvivskim. Następnie lądujemy w piwnicach studenckiej knajpy 100 rentgenów (duuuży wybór niemożebnie dobrego beera). Rozochoceni tam zmieniamy lokal   i trafiamy do "plastikowni", gdzie leją piwo żywe, czyli niepasteryzowane. Zakąszamy wędzonymi rybkami. Z uczuciem dobrze spędzonego obowiązku lądujemy w hostelu, dopijając zgromadzone zapasy "plastikowego" dobra i do późna gawędząc z Pawłem na kuchni. 
Ps. 1 wieczoru we Lwowie - pomimo że wyprowadziłem Siergieja z hostelu, rano się okazało,że kima w najlepsze na podłodze w naszym pokoju. W opakowce (na ruskiego tankistę w hełmofonie). Młodzież z obsługi jakoś tak mniej życzliwie na nas pozirała od tego czasu ...
                                 Nasza knajpa pod wokziałem
Poniedziałek nie zaczął się zbyt szczęśliwie. Zerwaliśmy się mocno wcześnie, by zdążyć na pociąg do Tatariva, rzekomo odjeżdżający o ósmej rano. A i owszem bilety kupiliśmy biez prabliema, tylko że pociąg odjeżdza o 15:45. Cóż było robić - idziemy na soliankę do knajpy, przepijając ją niefiltrowanym lwowskim. Poczyniliśmy zapasy bro do pociągu (dalekobieżny Kijów-Lwów-Rachów, wagon plackartnyj). Podróż mijała niespiesznie. Na dworzec przyjechał po nas mąż hazjajki. To i dobrze, bo jak się okazało blisko na chatę to nie było.
cdn

 

LWÓW W LUTYM

TEN DRUGI RAZ
(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.I; 10.02-18.02.2017)
Start Piątęk 10.02.2017 o 20:00; Wawa Zachodnia

O piątej rano w sobotę wylądowałem we Lwowie. Jest minus 20 a kalesonki w plecaku. Nie mam ani hrywienki a kantory odkryte od 9:00. Naginam z mandżurem do centrum. I tak się zaczyna kolejna Ukraińska przygoda... Po wymianie pln/hr brykam do hostelu Leosfera na Doroszenki (100 hr od głowy). Miejscówa jest ok, spotykam tam Pawła, który w poniedziałek jedzie do Odessy. Trochę pogadaliśmy. Biorę aparat i ruszam do boju (Góra Zamkowa, Cm. Łyczakowski w zimowym anturażu, cały czas z buta). Wieczorem zakotwiczam w knajpeczce na ul. Kriva Lipa (w tv tenis i biatlon). Właścicielka na szczęście ta sama. Zaczynam od portera lwowskiego, zakąszam ruskimi a kończę na dwóch lampeczkach koniaczku. Na wokział dotarł Plastek, spotykamy się w hostelu. Jest tam też Paweł i już we trzech ruszamy na wieczorny podbój Lwowa (kraftowa knajpa Правда). Wracamy na Krivą Lipę, gdzie dosiada się Sergiusz i z "ogonem" lądujemy w hostelu, kończąc wieczór horiłką.
                                 Zimowy Lwów

                                 Z góry lepiej widać
                                 Widoczki z Wysokiego Zamku
                                 Ratusz z góry
                                 Stary lew mocno śpi
                                 Na Łyczakowskim Cmentarzu zima
                                 Orlęta Lwowscy pod śnieżną kołderką
                                 Jak Lwów to i muszą być lwy

Porter zapijany koniaczkiem, ale w końcu to zima i co w tym dziwnego ...