(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.I; 10.02-18.02.2017)
Start
Piątęk 10.02.2017 o 20:00; Wawa Zachodnia
O piątej rano w sobotę wylądowałem we Lwowie. Jest minus 20 a kalesonki w plecaku. Nie mam ani hrywienki a kantory odkryte od 9:00. Naginam z mandżurem do centrum. I tak się zaczyna kolejna Ukraińska przygoda... Po wymianie pln/hr brykam do hostelu Leosfera na Doroszenki (100 hr od głowy). Miejscówa jest ok, spotykam tam Pawła, który w poniedziałek jedzie do Odessy. Trochę pogadaliśmy. Biorę aparat i ruszam do boju (Góra Zamkowa, Cm. Łyczakowski w zimowym anturażu, cały czas z buta). Wieczorem zakotwiczam w knajpeczce na ul. Kriva Lipa (w tv tenis i biatlon). Właścicielka na szczęście ta sama. Zaczynam od portera lwowskiego, zakąszam ruskimi a kończę na dwóch lampeczkach koniaczku. Na wokział dotarł Plastek, spotykamy się w hostelu. Jest tam też Paweł i już we trzech ruszamy na wieczorny podbój Lwowa (kraftowa knajpa Правда). Wracamy na Krivą Lipę, gdzie dosiada się Sergiusz i z "ogonem" lądujemy w hostelu, kończąc wieczór horiłką.
Z góry lepiej widać
Widoczki z Wysokiego Zamku
Ratusz z góry
Stary lew mocno śpi
Na Łyczakowskim Cmentarzu zima
Orlęta Lwowscy pod śnieżną kołderką
Jak Lwów to i muszą być lwy
Porter zapijany koniaczkiem, ale w końcu to zima i co w tym dziwnego ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz