piątek, 8 lutego 2019

JAREMCZE, UKRAINA

TEN DRUGI RAZ
(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.IV; 10.02-18.02.2017)


Czwartek, 16.02; diengi sie mi pokonczilis, jedziem więc do Яремче - treba mi pomieniati. Miasteczko dupy nie urywa, po wymianie i zakupieniu w marketce  co trza ruszamy w górki. To już trzeci dzionek a ja formę to chyba we Lwowie zostawiłem. Ciężko pod te górki, jak cholera a nasz cel to Makovicia (984 m). I mam przynajmniej satysfakcję że ja na nią wlazłem, Plastek nie! Złazimy do Jamnej, pożywiamy w knajpie i marszrutką do Tatariwa.
ps.
Skoro tu już jesteśmy to kilka zdań o tym miasteczku nad rzeką Prut. Jaremcze w czasach II RP to jeden z najpopularniejszych kurortów (dwa hotele, pensjonaty i klimatyczne wille). Obecnie z czasów tej świetności nie zostało już prawie nic. Czasy sojuzy i "niepodległości" dokonały niemal zupełnego zatarcia śladów tej przedwojennej Perły Karpat. A jeszcze dodam z takich ciekawostek - na pd. od miasta, za wiaduktem zobaczymy wodospad na Prucie. W czasach jedynie słusznych ludzie radzieccy wielokrotnie podkładali ładunki wybuchowe by go zniszczyć, ale i tak robi wrażenie !
                Co się stało z tym kawałkiem góry ?
                To takie zdjęcie, na którym nic nie widać -       oprócz drzew ...
                                Żeleznaja Doroga na Ivano-Frankiwsk
                                 Jaremcze z górki
                 Makowicia, 984 mnpm
                                 Na (nie) Wysokiej Połoninie
                                 W oddali Gorgany
                                  Gorgany, najdziksze góry w Europie

                 Widok z Makowicia na Syniaka

                                W dolinie Prutu
                                
             Na rozstaju


Piątek, 17.02 great escape do Lwowa. Pociąg z Worochty do Kijowa.W Tatariwie kasa nieczynna, a więc prawiednikowi trza było dać w łapę po 80 hr od głowy. I tak około 21:00 lądujemy w hostelu.

Sobota, 18.02.2017; zasoby w hrywnych diametralnie spadają, trzeba się ewakuować do Polszy. Rano dobijam na wokział. Jak się okazało dyliżans do Wawy mam o 12:35, kupuję bilet a za resztę hrywienek pożeram kolejną soljjankę przepitą lvivskim niefiltrowanym. W markecie za resztówkę kupuję limonówkę Nemiroffa. I tak kończy się kolejna ukraińska odyseja.



   








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz