(wtaroja eskapada w Ukrainu, part.IV; 10.02-18.02.2017)
Czwartek,
16.02; diengi sie mi pokonczilis, jedziem więc do Яремче - treba mi
pomieniati. Miasteczko dupy nie urywa, po wymianie i zakupieniu w
marketce co trza ruszamy w górki. To już trzeci dzionek a ja formę
to chyba we Lwowie zostawiłem. Ciężko pod te górki, jak cholera a nasz cel to Makovicia (984 m). I mam przynajmniej satysfakcję że ja
na nią wlazłem, Plastek nie! Złazimy do Jamnej, pożywiamy w
knajpie i marszrutką do Tatariwa.
ps.Skoro tu już jesteśmy to kilka zdań o tym miasteczku nad rzeką Prut. Jaremcze w czasach II RP to jeden z najpopularniejszych kurortów (dwa hotele, pensjonaty i klimatyczne wille). Obecnie z czasów tej świetności nie zostało już prawie nic. Czasy sojuzy i "niepodległości" dokonały niemal zupełnego zatarcia śladów tej przedwojennej Perły Karpat. A jeszcze dodam z takich ciekawostek - na pd. od miasta, za wiaduktem zobaczymy wodospad na Prucie. W czasach jedynie słusznych ludzie radzieccy wielokrotnie podkładali ładunki wybuchowe by go zniszczyć, ale i tak robi wrażenie !
Co się stało z tym kawałkiem góry ?
To takie zdjęcie, na którym nic nie widać - oprócz drzew ...
Żeleznaja Doroga na Ivano-Frankiwsk
Jaremcze z górki
Makowicia, 984 mnpm
Na (nie) Wysokiej Połoninie
W oddali Gorgany
Gorgany, najdziksze góry w Europie
W dolinie Prutu
Na rozstaju
Piątek,
17.02 great escape do Lwowa. Pociąg z Worochty do Kijowa.W Tatariwie kasa nieczynna, a więc prawiednikowi trza było
dać w łapę po 80 hr od głowy. I tak około 21:00 lądujemy w
hostelu.
Sobota,
18.02.2017; zasoby w hrywnych diametralnie spadają, trzeba się
ewakuować do Polszy. Rano dobijam na wokział. Jak się okazało
dyliżans do Wawy mam o 12:35, kupuję bilet a za resztę hrywienek
pożeram kolejną soljjankę przepitą lvivskim niefiltrowanym. W
markecie za resztówkę kupuję limonówkę Nemiroffa. I tak kończy
się kolejna ukraińska odyseja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz